Obudziłem się jak zawsze - wcześnie rano. Kiedy ja wstałem to i Gible musiał wstać. Zeszliśmy po schodach do kuchni a tam zaparzyłem sobie herbatę, przygotowałem dwie kanapki oraz podałem karmę Giblowi. W tym samym czasie zaczęliśmy jeść. W pewnym momencie przeszyło mnie dziwne uczucie. Kiedy ustało zdecydowałem, że pójdę się przejść. Wziąłem Giblea na ręce. Kiedy wyszedłem z domu odłożyłem Gible'a na ziemię i zacząłem iść. Po kilku minutach znalazłem się w lesie. Wędrowałem drogą obserwując otaczającą mnie przyrodę. Nagle znalazłem się przy jakimś jeziorze. Zaciekawiony wyciągnąłem mapę i zacząłem szukać owego jeziora. Po kilu minutach odnalazłem to miejsce. Jak się okazało znajduję się w obszarze trzech jezior. Jezioro przy którym się znajdowałem zwało się Jezioro Opiekunów. Schowałem mapę i zacząłem się rozglądać po całym tym obszarze. Po chwili znalazłem pozostałe jeziora. Kiedy zacząłem wracać do Jeziora Opiekunów usłyszałem jakieś dziwne odgłosy. Kiedy się odwróciłem ujrzałem lekkie zarysy jakiegoś pokemona. Nie interesowałem się tym zbytnio więc zacząłem znów iść. Nad Jeziorem Opiekunów usiadłem i poczęstowałem Gible'a smakołykami. Siedziałem tam dość długo. Nagle usłyszałem te same dziwne dźwięki co przedtem. Zacząłem się rozglądać aż tu nagle nad jeziorem ujrzałem postać pokemona. Niestety nie trwało to zbyt długo ponieważ pokemon zniknął. Zdziwiony stanąłem z miejsca wciąż się rozglądając. Pomyślałem, że to pewne mi się zdawało. Zrezygnowany schowałem Gible'a do pokeballa i zacząłem iść. Kiedy ruszyłem na przód nagle uderzyłem coś. Przewaliłem się na ziemię a kiedy spojrzałem się w górę aby zobaczyć w co walnąłem niczego nie zobaczyłem. Zdziwiony wstałem i zacząłem się rozglądać po czym zacząłem iść tyłem. Wtedy znów na coś wpadłem lecz wtedy "to coś" odezwało się. Kiedy się odwróciłem ujrzałem szaro-różowego pokemona który mi się przyglądał. Nagle jakby się dopiero teraz zorientował stał się niewidzialny. Zdziwiony odszedłem kilka kroków do tyłu kiedy nagle usłyszałem jakiś pojazd. Kiedy obejrzałem się za siebie zobaczyłem olbrzymi samochód terenowy z którego wyszli dziwni ludzie którzy zaczęli się na mnie patrzeć
- Odejdź stąd chłopcze, my tu polujemy!
- Co?
- Odejdź! Już! - Wtedy ludzie ominęli mnie i podbiegli do jeziora przy którym byłem
Zaciekawiony tym wszystkim podszedłem do nich a kiedy oni się zorientowali, że ja tu nadal jestem znów zaczęli krzyczeć
- Nie rozumiesz czy co?! Wypad stąd mały!
- Pójdę ale dopiero wtedy kiedy powiecie mi na co polujecie
- To cię nie powinno interesować - Powiedział jeden
Zapadła krótka cisza którą jeden z nich przerwał
- Widzę, widzę je!
- Gdzie? - Pytali się nawzajem
- Spójrzcie!
Spojrzałem się tam gdzie oni. Nagle ujrzałem tą samą postać co przedtem
- Mamy jednego z nich! Łapać tę legendę!!
Kiedy usłyszałem, że jest to legendarny pokemon znieruchomiałem. Wtedy nadleciał olbrzymi Salamence. Kiedy wylądował ujrzałem na jego grzbiecie kobietę która po chwili spojrzała się na mnie
- Co on tu robi? Zapytała
- N-Nie wiem - Odpowiedział jeden z nich
- Głupcy!
- Przepraszam! Kim jesteś? - Zapytałem
- Nazywam się Łowczyni J. Co ci do tego?
Wtedy znów odezwał się jeden z tamtych pracowników a wtedy ukazał się ten sam pokemon. Zaczęli z nim walczyć jednak pokemon przebiegle unikał ataków. Kiedy oberwał kilka razy pojawiły się jeszcze dwa które zaczęły mu pomagać. Wszyscy trzej zaczęli walczyć z grupą przestępców. Nagle niejaka Łowczyni J użyła jakiegoś promienia który po trafieniu jednego z trzech pokemonów zamroził go a pokemon stał się kamieniem. Podbiegłem do kobiety i zacząłem się z nią szarpać jednak ona po chwili odepchnęła mnie i trafiła tego pokemona przez którego się wiele razy przewróciłem
Kiedy pokemon zaczął spadać zacząłem biec. Na szczęście zdołałem go złapać. Odłorzyłem go i wziąłem swój pokeball po czym wypuściłem Gible'a. Zacząłem z nimi walczyć. Po kilku minutach nadjechała sierżant Jenny która złapała szajkę. Podbiegłem do dwóch skamieniałych pokemonów i wziąłem je na ręce po czym podszedłem do Łowczyni J
- A co z nimi? Odmroź ich!
Łowczyni J zrobiła to o co prosiłem ponieważ sierżant Jenny ją zmusiła. Po kilku minutach sierżan Jenny wraz z szajką odjechała wozem policyjnym. Nie myśląc dłużej zacząłem odchodzić kiedy nagle zatrzymał mnie szaro-różowy pokemon. Zaczął do mnie coś mówić jednak nic z tego nie zrozumiałem. Wtedy wyciągnąłem pokedex. Mesprit pokemon Wzruszenie. Jest typu psychicznego. Nie ewoluuje. Mesprit przypomina trochę szaro-różowego zająca, ma jednak czworo uszu nie dwoje. Ma dwa długie ogony zakończone czerwonymi klejnotami, takimi jak ten na jego czole. Ma także duże, żółte oczy. Na wolności spotyka się go rzadko, a nawet jeśli, to szybko umyka z pola widzenia teleportując się.
- A więc jesteś Mesprit?
Pokemon skinął głową po czym podleciał do mojej klatki piersiowej. Zaczął wskazywać jakby moje serce. Zaciekawiłem się tym
- Hej, a może chcesz do mnie dołączyć?
Mesprit spojrzał się na mnie po czym się uśmiechnął i przytaknął. Wyciągnąłem pokeball i dotknąłem go nim. Po kilku minutach pokeball przestał się ruszać a więc znaczyło to, to że złapałem Mesprit'a. Kiedy rozejrzałem się za pozostałymi ich już nie było. Niewzruszony wypóściłem mojego nowego towarzysza i zacząłem kierować się do domu
<KONIEC>